Prawdziwość drogi
Rys. Fra Angelico, Kazanie na Górze
Czy proces logicznego
wnioskowania poparty empirycznymi doświadczeniami może udowodnić
ludziom istnienie Stwórcy? Oczywiście, że tak. Czy taki sam proces
może udowodnić, że Bóg Biblii jest tożsamy ze Stwórcą? Raczej
nie. Kwestia zatem, czy Stwórca i Bóg Biblii to ta sama osoba, jest
sprawą aksjomatyczną – albo się w to wierzy albo nie.
Nawet jeśli historycznie
zostanie udowodniony każdy zapisany w Biblii werset, to jej wymiar
teologiczny oraz ponadnaturalny jest kwestią wiary i nigdy nie
stanie się czymś co można naukowo, przy pomocy różnorakiej
metodologii udowodnić. Taka jest prawda, której każdy apologeta,
teolog, ewangelista czy apostoł musi spojrzeć w twarz.
Próbując rozumowo
udowodnić prawdziwość ponadnaturalnych twierdzeń Biblii zderzymy
się ze ścianą podobnej kontrargumentacji ze strony np. innych
religii. Wówczas powstaje pytanie „która religia jest prawdziwa,
a która fałszywa”. Z punktu widzenia jakiejkolwiek religii, jej
twierdzenia i zasady, prowadzące do kontaktu ze transcendentalnym
światem, są jedynymi prawdziwymi ergo inne religie muszą
być fałszywe. Takie logiczne dowodzenie ma sens, ale tylko wewnątrz
grupy osób przynależących do tej religii, gdzie sama przynależność
jest równoznaczna z uznaniem twierdzeń tej religii za dogmatyczne,
co oczywiście w logicznej konsekwencji prowadzi do odrzucenia
twierdzeń jakiejkolwiek innej religii.
Mówiąc o prawdziwości
treści religijnych nie sposób nie odnieść się do humanizmu, jako
dominującej postawy we współczesnym podejściu do różnorakich
zagadnień, w tym do religii. Humanizm niestety wypacza naturę
religii i przenosi punkt ciężkości. Orientacja człowieka, z
natury – homo religiosus – przestaje być teocentryczna, a staje
się homocentryczna, co jest oczywistym celem humanizmu.
Kilka słów, w tym
miejscu, o humanizmie, tak by w miarę jasno określić jakie miejsce
de facto zajmuje w podejmowaniu przez współczesnego
człowieka decyzji dotyczących religii, z całym jej bagażem.
Religia rozumiana jako
system wierzeń i wartości nigdy do końca nie była teocentryczna.
Teocentryzm jest zawsze punktem wyjścia budowy systemu, który z
biegiem czasu staje się opresyjny, a do usankcjonowania swojej
opresyjności wykorzystuje teofanię oraz sferę sacrum.
Dlatego nie było trudne wbić w nią ostrze humanizmu jako
potencjalny antonim dla domniemanego teocentryzmu religijnego.
Humanizm ze swoim światłem racjonalności wywyższył i postawił
na przysłowiowym ołtarzu człowieka z jego marzeniami, pragnieniami
i dewiacjami, które prowadzą do zupełnego sekularyzmu.
Humanizm w obliczu
opresyjnego świata inkwizycji, biskupich wojsk i klasztornych enklaw
„duchowych nadludzi” jawił się niczym światło Prometeusza.
Syn Jutrzenki doskonale wykorzystał system, który sam skrupulatnie
budował, by zacząć wykorzeniać z ludzkich serc to co jest jedynie
zbawienne dla człowieka – tęsknotę za Bogiem.
Zatem humanizm stawał
się nową religią wolności, równości i braterstwa. O skutkach
wprowadzania tego triumwiratu idei pod sztandarami racjonalizmu
możemy poczytać w podręcznikach opisujących rewolucje francuską,
bolszewicką czy maoistyczną. W obliczu całkowitej deprecjacji
systemów wojującego humanizmu, współczesna odmiana tej hydry,
przynajmniej na razie, odłożyła broń, a zajęła się edukacją –
cel pozostał ten sam: ZŁOŻYĆ BOGA Z TRONU.
Jakakolwiek zatem walka
z ideami humanizmu, nawet w imię Ewangelii, to tak naprawdę wojna z
najbardziej podstawowymi pożądliwościami człowieka, wyniesionymi
do rangi cnót.
Biblia opisuje, że Wąż
zasiał w sercu człowieka najbardziej destrukcyjną myśl,
wątpliwość „czy Bóg działa z czystych pobudek” : A wąż
był bardziej przebiegły niż wszystkie zwierzęta polne, które Pan
Bóg uczynił. Powiedział on do kobiety: Czy Bóg rzeczywiście
powiedział: Nie wolno wam jeść ze wszystkich drzew tego ogrodu? I
kobieta odpowiedziała wężowi: Możemy jeść owoce z drzew tego
ogrodu; Ale o owocu drzewa, które jest pośrodku ogrodu, Bóg
powiedział: Nie będziecie z niego jeść ani go dotykać, abyście
nie umarli. I wąż powiedział do kobiety: Na pewno nie umrzecie;
Ale Bóg wie, że tego dnia, gdy z niego zjecie, otworzą się wasze
oczy i będziecie jak bogowie znający dobro i zło. (Rdz 3:1 –
5) Ta wątpliwość pozostała w ludzkich sercach i umysłach do
dziś. Czy Bóg naprawdę postępuje z nami z czystych pobudek?
Słowa niemieckiej pieśni
pasyjnej napisanej w 1641 roku przez Johanna Rista „Gott selbst ist
tot” (Bóg sam umarł), w nieco zmienionej formie „Gott ist tot”
(Bóg umarł), wykorzystał Hegel jako metaforę religii nowych
czasów – ateizmu. Nietzsche widział w tych słowach kwintesencję
upadku chrześcijańskiej religii jako źródła moralności i
sacrum.
Takie humanistyczne
podejście sadza człowieka w sędziowskim fotelu, by dokonał sądu
nad Bożym objawieniem. Teraz oświecony i racjonalny człowiek powie
Bogu co ten może, a co nie. Promowany nonkonformizm w połączeniu z
postmodernizmem staje się miarą, jakkolwiek komicznie to brzmi,
tego czy i jaka teofania jest prawdziwa. To ludzkie wewnętrzne
przekonanie oparte na doznaniach ułożonych w strukturalne budowle
naszego umysłu, decyduje co jest prawdą. Innymi słowy możemy
przyjąć jako prawdziwe to co pasuje do naszego, subiektywnego
rozumienia prawdy i dobra, a co odbiega od tego wyobrażenia –
odrzucamy.
Humanistyczne podejście
uczyniło człowieka sędzią Boga. Bóg musi poddać się kategoriom
naszego rozumowania, inaczej – tym gorzej dla Boga. W tym miejscu
słowa Pawła Apostoła z Listu do Rzymian brzmią niemal jak
Arystotelesowe katharsis: Dlatego że
poznawszy Boga, nie chwalili [go] jako Boga ani [mu] nie dziękowali,
lecz znikczemnieli w swoich myślach i zaćmiło się ich bezrozumne
serce. Podając się za mądrych, zgłupieli; I zamienili chwałę
niezniszczalnego Boga na podobieństwo obrazu zniszczalnego
człowieka, ptaków, czworonożnych [zwierząt] i gadów. Dlatego też
Bóg wydał ich nieczystości przez pożądliwości ich serc, aby
hańbili swoje ciała między sobą. [Oni to] zamienili prawdę Bożą
w kłamstwo i czcili stworzenie, i służyli [jemu] raczej niż
Stworzycielowi, który jest błogosławiony na wieki. Amen. (Rz
1:21 – 25)
Człowiek,
dzięki pozycji, na której umieścił go humanizm, może dokonywać
osądu prawd objawionych na zasadzie pick
& choose.
Może też dokonywać zrównania prawd w ich merytorycznej wartości,
chociaż ich gradacja ze względu na przedmiot jest oczywista, ale
czy jest to jakaś przeszkoda dla współczesnego, wyedukowanego
humanistycznie, postmodernistycznego umysłu?
Religia,
która powinna być teocentryczna stała się homocentryczną,
dlatego człowiek wbrew słowom Chrystusa mógł powiedzieć o sobie,
że jest dobry. Wypaczona religia „dobrych ludzi” zakreśla coraz
szerszy krąg i zgodnie z Jezusowym proroctwem czyni spustoszenie
nawet w umysłach ludzi wierzących. Twierdzenie, że przecież „w
każdej religii chodzi o to by być dobrym” zdobywa ogromną
popularność, również wśród dzisiejszych chrześcijan narażonych
na ewangelię sukcesu i dobrego samopoczucia. Ta ewangelia nie głosi
zbawienia w Chrystusie, a dobrostan człowieka tu i teraz, co
oczywiście jest o wiele bardziej atrakcyjne niż mglista obietnica
życia wiecznego po całej serii możliwych życiowych upokorzeń.
Czy
zatem w świetle tego wszystkiego, dowodzenie prawdziwości
twierdzenia, że Bóg i Stwórca wszechświata jest Bogiem Biblii,
przy pomocy jakichkolwiek logicznych argumentów jest zasadne?
Uważam, że nie. Jest to zwykła strata czasu i oddawanie się
bezowocnym dyskusjom, przepychankom i dysputom, których zwycięzców
tak czy inaczej wybiorą postmodernistyczne umysły. Zgadnijcie kto
wygra?
Paweł
z Tarsu napisał: Nie wstydzę się bowiem ewangelii
Chrystusa, ponieważ jest [ona] mocą Boga ku zbawieniu dla każdego,
kto uwierzy, najpierw Żyda, [potem] i Greka. (Rz
1:16) Ewangelia nie jest zatem tylko werbalnym objawieniem Boga;
zapisanym, starożytnym tekstem, w którym Bóg się przedstawił
ludzkości i dał wskazówki co zrobić by zyskać nieśmiertelność.
Ewangelia niesie w sobie niewysłowioną moc, która jest w stanie
skruszyć kamień ludzkiego serca, to moc, która rzuca ludzi na
kolana i odradza ich do prawdziwego życia. Ewangelia to moc Boga,
to moc Ducha Świętego, który dotyka i kruszy twierdze ludzkiego
egoizmu. Wobec dotyku tej mocy wszelkie humanistyczne peany na cześć
ludzkiej niezależności jawią się jako szambo (Flp 3:8).
Wszelkie
nasze działania ewangelizacyjne musi poprzedzić moc Boża. Bez
Jezusa, bez dotyku Ducha Świętego choćbyśmy byli najlepszymi
erudytami świata, posiadali dar elokwencji i wznosili się na wyżyny
logicznego myślenia, to żaden kamień ludzkiego serca nie zostanie
skruszony, żadna twierdza nie padnie, nikt nie zostanie zbawiony.
Komentarze
Prześlij komentarz