Inne drogi c.d.
Rys. Antonio Ciseri Ecce Homo
Kiedy widzę lub słyszę
stwierdzenie „do Boga prowadzi wiele dróg”, to pytanie które
muszę zadać, będąc konsekwentnym wobec najprostszych zasad
logiki, które mają choćby najmniejszy wpływ na moje rozumowe
wyciąganie wniosków z dostępnych mi przesłanek, jest następujące:
DO JAKIEGO BOGA.
Już wyjaśniam o co mi
chodzi.
Na początek uczynię
pewne założenie, które sprawi, że tekst ten stanie się odrobinę
jaśniejszy. Mówiąc o drogach do Boga nie mam na myśli
subiektywnych doświadczeń przez które Bóg wzywa człowieka do
spotkania z nim, ale mam na myśli zestaw wierzeń i prawd, które
opisują Boga oraz to w jaki sposób człowiek może się do Boga
przybliżyć. Innymi słowy stawiam znak równości między drogą do
Boga, a terminem religia bardziej w rozumieniu Laktancjusza
niż Cycerona tzn., że wiąże (religare - wiązać) nas ona
i czyni zależnymi od ustalonych w niej zasad, które obowiązują w
sferze sacrum. Może nie doskonałą, gdyż nie uwzględnia ona
wszystkich drobnych niuansów, niemniej najprościej i w miarę
ściśle określającą przedmiot opisywany, definicję religii podał
francuski filozof Émile Durkheim: „Religia jest systemem
powiązanych ze sobą wierzeń i praktyk odnoszących się do rzeczy
świętych, to znaczy rzeczy wyodrębnionych i zakazanych, wierzeń i
praktyk łączących wszystkich wyznawców w jedną wspólnotę
moralną zwaną kościołem.”.
Stare przysłowie mówi
Omnes viae Romam ducunt czyli
Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu,
ale czy to przysłowie ma przełożenie na kwestię poznania Boga?
Jeśli założymy, że Bóg jest bytem niezależnym i konkretnym –
Arystotelesowy Primus Motor (Nieruchomy
Poruszyciel) –
to czy nie powinien mieć on, zresztą jak każdy inny byt, zestawu
cech, które odróżniają go od każdego innego bytu choćby tylko
po to by stwierdzić, że nie ma żadnego innego takiego bytu, a więc
ten jeden jest niepowtarzalny? Czy nie powinien mieć on cech, które
charakteryzują go jako byt nadrzędny wobec każdego innego bytu, a
jednocześnie mający wpływ na każdy inny byt – inaczej przecież
nie byłby Bogiem.
Jeżeli
zatem przyjmiemy, że każda droga do Boga, jeszcze raz podkreślę –
rozumiana jako religia, jest właściwa i poprawna, musielibyśmy się
przyjrzeć zestawowi cech jakimi opisuje transcendenty i nadrzędny
byt – Boga. Jeżeli zestaw tych cech byłby taki sam w przypadku
każdej z tych tzw. dróg, to by znaczyło, że wszystkie są
prawdziwe, jednakże nie trzeba zbyt wnikliwego umysłu, by zauważyć,
że zestaw cech przypisywanych bóstwu w każdej z tych dróg jest
różny.
Ktoś
mógłby zarzucić, że przecież te drogi mogą opisywać tylko
pewne aspekty bóstwa dostępne dla danej konkretnej drogi. Problem w
tym, że cechy te wielokrotnie się wykluczają choć mają też
elementy wspólne. Każda z tych dróg 1o
zakłada istnienie transcendentnego i wszechmogącego bytu lub bytów,
2o
byt lub byty te są odpowiedzialne za stworzenie, 3o
byt lub byty te pozostają w kontakcie z człowiekiem. Te prawdy są
elementarne i, jak pisze Paweł z Tarsu w Liście do Rzymian, są one
poznawalne dla umysłu każdego człowieka bez konieczności
wyznawania jakiegokolwiek systemu religijnego czy filozoficznego.
Pozostałe cechy przypisywane przez różne religie transcendentnemu
bytowi lub bytom tylko je różnicują, w przypadku każdej z tych
religii, co do istoty, pochodzenia, oddziaływania na ludzi itd.
Poznanie
istnienia bytu transcendentnego, wiecznego i wszechmocnego, który
jest przyczyną sprawczą istnienia czegokolwiek jest zatem wpisane w
nasze ludzkie doświadczenie wynikające z faktu, że jesteśmy przez
ten byt stworzeni. Według rumuńskiego religioznawcy Mircea
Eliadiego człowiek jest homo religiosus
– człowiekiem religijnym, który w pełni realizuje potencjał
swojej natury będąc istotą religijną. Wynika to moim zdaniem nie
tyle z teorii co z doświadczenia bycia stworzeniem stworzonym przez
byt zupełnie transcendentny.
Problem
z wielością dróg zaczyna się w momencie, jak to równie określił
Eliadi, w momencie hierofanii
czyli wtargnięcia sacrum
w sferę profanum.
Innymi słowy kiedy dochodzi to interakcji bytu transcendentnego z
człowiekiem, wówczas przychodzi czas na dokonanie wyboru co jest
prawdą, a co nie. Inkluzywny sposób traktowania wszystkich
hierofanii rozumianych jako objawienie bóstwa w strefie ludzkiej
jako prawdziwych i pełnoprawnych względem siebie wprowadza chaos i
zamieszanie.
Jakimi
kategoriami kierował by się Nieporuszalny Poruszyciel wybierając
formę przekazu informacji o sobie w formie różnych, często
przeciwstawnych sobie, prawd? Czyż gdyby te wszystkie prawdy były
prawdziwe nie oznaczałoby to, że Poruszyciel nie jest już tak
nieporuszalny? Istnienie wielu, często przeciwstawnych, prawd
opisujących ten sam niezmienny (nieporuszalny) byt wskazywałoby
jednak na jego zmienność, być może okresową – zależną od
odbiorcy teofanii, niemniej to wskazywałoby na pewną niestałość
i zmienność cech w transcendentnym bycie, a to może prowadzić do
prostej konkluzji: skoro byt nie jest niezmienny jest zatem zmienny,
a jeśli jest zmienny nie może być niezmienną ostoją zmienności
ergo nie jest Bogiem.
Tak
jak wiele jest prawd o Bogu, tak wielu jest bogów, których prawdy
te dotyczą. Jeśli Bóg w swej naturze jest niezmienny, sam będąc
początkiem wszelkich zmian, to i prawda o nim oraz droga do niego
musi być jedna. Zatem duża ilość prawd o Bogu oraz tzw. dróg do
niego prowadzących wskazuje nie na prawdziwość tych dróg ile na
istnienie wielu wersji Boga. Gdyby przyjąć zasadę politeizmu to
wówczas można by było uznać, że ponieważ mamy wiele bóstw to i
dróg jest wiele, jeśli jednak postrzegamy istnienie Boga jako
pojedynczego i transcendentnego bytu, to wielość dróg prowadzi nas
w pułapkę bez wyjścia. Wówczas stajemy wobec konieczności
dokonania subiektywnego wyboru na temat obiektywności drogi, innymi
słowa która z dróg jest właściwa lub dokonujemy równie
subiektywnego odrzucenia ich wszystkich. W ten sposób jesteśmy
zmuszeni do przeprowadzenia błędnego logicznie wnioskowania.
Stwierdzenie,
że wiele dróg prowadzi do Boga nie jest z gruntu fałszywe, ale
powinno być jasno określone w kontekście prawdy jaką wyraża, a
mianowicie, że zakłada istnienie wielu bytów transcendentnych
różniących się co do swojej natury, działania oraz interakcji z
człowiekiem. W przypadku monoteistycznego podejścia do tematu,
istnieje tylko jeden transcendenty oraz wszechmogący byt, który
wchodzi w relację z człowiekiem, takie stwierdzenie jest z natury
fałszywe, jest logicznym błędem non sequitur
ponieważ zakłada istnienie przesłanek jakoby ten sam Bóg mógł
mieć wiele różnych i równych w swym znaczeniu teofanii, które
objawiają nam różne często przeciwstawne prawdy o tym samym Bogu.
Uniwersalizm oraz
inkluzywność w podejściu do wielu dróg do Boga czyli inaczej w
uznawaniu wielu religii jako prawdziwych oraz równych sobie źródeł
poznania Boga jest zwykłym intelektualnym lenistwem. Jest modnym
teraz płynięciem z nurtem akceptacji i tolerancji wszystkiego co do
tej pory wydawało się ujęte w pewne ramy i uznane za błędne.
Jest to też przejaw postmodernizmu, który każdą tezę uważa za
prawdziwą bez konieczności szukania zewnętrznego miernika
obiektywizmu prawdy. Moja prawda jest zatem tak dobra jak twoja
prawda, zatem nie ma znaczenia czy te prawdy się wzajemnie
wykluczają, ale skoro w nie wierzymy to obie są prawdziwe – to
przejaw dzisiejszego postmodernistycznego myślenia, dla którego
logika wnioskowania ma takie samo znaczenie jak dla mnie poetyka
symboli w chińskim teatrze...żadne!
W świetle postmodernizmu
stawianie trzech największych religii monoteistycznych (dla dobra
tego rozważania zakwalifikuję chrześcijaństwo jako religię) obok
siebie w pewnej synopsie i wyciągnięcie wniosku, że wszystkie te
religią czczą tego samego Boga, być może jest zgodny z
postmodernistycznym założeniem, że prawda jest kwestią pewnego
konsensusu społecznego, ale ma to się nijak do wnioskowania z
przesłanek jakimi są materiały źródłowe dla poznania objawionej
przez Boga prawdy w każdym z tych wyznań religijnych. Jeśli
jeszcze można stwierdzić z całą pewnością, że Judaizm i
Chrześcijaństwo czczą tego samego Boga, bez względu na różnicę
wynikającą z przyjęcia lub nie objawienia w Jezusie Chrystusie, to
analiza Koranu oraz Hadisów nie pozwala na postawienie znaku
równości między Bogiem Jahwe, a Allahem Islamu.
Dla osób odrzucających
obiektywną prawdę na korzyść prawdy jako konstruktywizmu
społecznego (prawda jest kształtowana przez społeczne
doświadczenia i kulturę więc jest prawdą tylko w pewnym
kontekście) takie stawianie znaku równości między religiami jest
zewnętrznym przejawem ich podejścia do rzeczywistości, której jak
twierdzą nie da się poznać w sposób obiektywny, niezależny od
całego kulturowego i tradycyjnego szumu znaczeniowego. Tymczasem
Biblia objawia nam Boga, który twierdzi, że jest jedyny,
niepowtarzalny i prawdziwy w swym istnieniu, a co gorsza dla
postmodernistów, ten Bóg z kart Biblii ośmiela się twierdzić, że
jest jedynym prawdziwym Bogiem, a każde inne objawienie jest ze
swego gruntu fałszywe.
Zadziwiające jest, że
Biblia jako tekst powstały w środowisku małego i, wydawałoby się
dość prymitywnego, bliskowschodniego narodu Hebrajczyków, spośród
którego aż do czasów Filona Aleksandryjskiego oraz Jezusa z
Nazaretu nie powstał, żaden genialny myśliciel czy filozof,
którego nauki oddziaływałyby na cywilizację tamtych epok, sama w
sobie prowadzi zaciekły teologiczny dyskurs z innymi, wydawałoby
się, bardziej rozwiniętymi kulturami i cywilizacjami. Ta Biblia,
która jest dzisiaj w świecie postmodernistycznym tak pogardzana,
często przez tych samych ludzi którzy dezawuują jej znaczenie
dokonując elewacji takich ksiąg jak Koran czy Wedy i stawiając je
na równi z Biblią, nie oddaje pola prawdy nikomu innemu. Skoro
Biblia jest wytworem małego pustynnego narodu izolacjonistów, to
czemu Koran czy Wedy nie miałyby być ważniejsze w swoim
przesłaniu. Czemu wprowadzanie Koranu czy Wed na intelektualne
salony odbywa się kosztem nieuzasadnionego upokarzania tekstu
biblijnego? Czyż jeśli księgi te nie są tak samo ważne co do
swego znaczenia to nie powinny wraz z Biblią stanowić jakiegoś
religijnego triumwiratu?
Tym czasem księgi
wszystkich tzw. „wielkich religii” tego świata stają w
naturalnej opozycji wobec objawienia zawartego w Biblii, a sama
Biblia staje w teologiczne szranki z objawieniami zawartymi w tych
księgach. Biblia przyjmuje pewne prawdy zawarte w innych religiach
nie jako część swojego pozytywnego objawienia, ale uznając ich
historyczny obiektywizm w relacjach Bóg – człowiek, jednocześnie
wykazuje błędy w ich pojmowaniu przez inne narody, kultury czy
narody zmieniając całkowicie perspektywę patrzenia. Często nawet
w dość ostrych określeniach ukazuje inne religie jako fałszywe.
Choć spisywana wewnątrz
jednego narodu, przez ludzkich autorów należących to tej samej
nacji (z wyjątkiem jednego autora NT), to zawsze Biblia wykazywała
ogólnoludzki uniwersalizm w głoszeniu zawartych w niej prawd. Takie
misyjne podejście w Biblii swój kulminacyjny punkt znalazło w
Nowym Testamencie. Biblia stanowi zatem ewenement wobec wielu
świętych ksiąg tamtego okresu, które były przypisane do
konkretnych cywilizacji oraz narodów, a kult z nimi związany stawał
się powszechny tylko wobec faktu podobieństwa czczonych bóstw np.
Asztarte – Kybele – Wielka Macierz – Izyda, czy Jowisz – Zeus
– Baal. Biblijne przesłanie niesie informacje o jednym i jedynym
Bogu, który jest Panem wszystkich narodów, ale jego kult nie jest
rozpowszechniany na zasadzie podobieństwa do innych Bogów, jego
kult jest wyjątkowy i niezależny od żadnego innego kultu, tak jak
Jego postać jest jedyna w swoim rodzaju i odrzuca wszelkie
porównanie przez podobieństwo. Biblia zatem odrzuca jakikolwiek
kompromis, a najbardziej zdecydowanie odrzuca najdrobniejsze choćby
przejawy synkretyzmu.
Biblia zatem zgłasza
roszczenie do bycia jedynym źródłem objawienia równie Jedynego
Boga – Tego który Jest. Chyba najlepiej wyrażają to słowa
Jezusa zawarte w Ewangelii Jana: Zaprawdę, zaprawdę powiadam
wam: KTO NIE WCHODZI DO OWCZARNI DRZWIAMI, ALE WCHODZI INNĄ DROGĄ,
TEN JEST ZŁODZIEJEM I BANDYTĄ. Lecz kto wchodzi drzwiami, jest
pasterzem owiec. Temu odźwierny otwiera i owce słuchają jego
głosu, a on woła swoje własne owce po imieniu i wyprowadza je. A
gdy wypuści swoje owce, idzie przed nimi, a owce idą za nim, bo
znają jego głos. Ale za obcym nie idą, lecz uciekają od niego, bo
nie znają głosu obcych. (...)Wtedy Jezus znowu powiedział do nich:
Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: JA JESTEM DRZWIAMI [DLA] OWIEC.
(J 10:1 – 5, 7)
Inkluzywne oraz
synkretyczne podejście do religii będzie nie do zaakceptowania
przez każdego, kto rozumie prawdę jako obiektywny i transcendentny
punkt odniesienia do jakiegokolwiek wnioskowania na jakikolwiek
temat, a już tym bardziej na temat Boga i możliwości bycia z Nim w
relacji. Takie podejście będzie nie do przyjęcia nie tylko dla
biblijnie wierzącego chrześcijanina, ale również dla
ortodoksyjnego Żyda czy uległego Allahowi muzułmanina. Każda z
tych osób będzie widziała Boga przez pryzmat dostępnej dla tej
osoby teofanii, począwszy od objawienia zawartego w świętych
księgach.
Zdaję sobie sprawę, że
tym artykułem nie jestem w stanie rozwinąć tego tematu jak należy,
ale to ze względu na ograniczenia jakie wiążą się z samą formą
artykułu. Chciałbym jednak uzmysłowić tym wszystkim
chrześcijanom, którzy w dość akceptacyjnym tonie odnoszą się do
innych religii, być może nieświadomie nadając im rangę
równoległej drogi do relacji z Bogiem, a więc i zbawienia, Zdaję
sobie sprawę, że wszystkie one mają w sobie elementy prawdy i są
to elementy wspólne dla wszystkich religii, ale nie one stanowią o
prawdziwości tej czy innej religii, a raczej stanowią tylko o
prawdziwości faktu istnienia transcendentnego bytu, który nazywamy
Bogiem.
Dla nas chrześcijan
prawdziwe objawienie zawarte jest w Biblii, w objawieniu Jezusa
Chrystusa i przez ten pryzmat powinniśmy traktować inne religie.
Jeśli nie prowadzą one do zbawienia w Chrystusie – są fałszywe.
Zaznaczam od razu, że
uznanie innych religii za fałszywe nie oznacza uznanie ich wyznawców
za gorszych ludzi. Jako chrześcijanie jesteśmy otwarci na
wszystkich ludzi, mamy ich traktować z miłością i szacunkiem, co
nie oznacza, że musimy przejść do porządku dziennego nad faktem
czy religie te prowadzą do zbawienia czy nie. Z biblijnego punktu
widzenia to nie chrześcijańska wersja religii prowadzi do
zbawienia, a całkowite zawierzenie zbawczej ofierze Chrystusa na
krzyżu, a wobec tego faktu, każdy inny sposób na zbawienie
oferowany przez jakąkolwiek religię jest z gruntu fałszywy (J
14:6).
Komentarze
Prześlij komentarz