Ze śmierci do życia

Rys. Nicola Poussin, Jan Chrzciciel udzielający chrztu ludowi (1635 r.) Kiedy narodziłem się na nowo, wszystko wokół stało się takie inne, takie do odkrycia. Wielkimi ze zdziwienia i zachwytu oczami obserwowałem tą dotychczas nieznaną mi rzeczywistość. Chłonąłem ten zalew informacji oraz inspiracji, który grał na mojej duszy jak zawodowa harfistka na … swoim instrumencie. To wszystko było takie dziewiczo piękne. Jak pierwszy raz spotkałem moją żoną byłem trochę zażenowany i trochę zafascynowany. Zażenowany własnym bełkotem oraz własną nieudolnością i niezgrabnością, jakbym istotnie stał się słoniem w składzie porcelany – strach się ruszać. Zafascynowany byłem nią, każdym centymetrem jej twarzy; jej spojrzeniem, które unosiło się ponad moją skromną i niezauważalną osobą; każdym uśmiechem, na który mógłbym się gapić godzinami z rozbrajającą miną słodkiego szczeniaka, czy każdym ruchem, który wydawał się być tańcem, który z gracją umie wykonać tylko delikatna chmurka poran...